12 września 2011, Antarktyda. Pewien naukowiec prowadzi
badania wraz ze swoją jedenastoletnią córką. Dziewczyna straciła matkę w
pożarze kilka lat temu. Teraz na krok nie rozstaje się z ojcem. Zawsze martwi
się , gdy mężczyzna długo nie wraca do centrum dowodzenia. Zawsze zostaje sama
, gdy on wychodzi na powierzchnie , tworząc różne , coraz to dziwniejsze
wynalazki. Tego wieczoru też tak było. Mężczyzna jak co dzień podaje córce
grube futro i ustawia temperaturę na 30 stopni. Dziewczyna czuje się jak w
saunie. Cała drży na myśl o panujących warunkach na zewnątrz. Ojciec całuje ją
jeszcze tylko w czoło na dobranoc i pełen nadziei , wychodzi. Jedenastolatka
staje się coraz bardziej senna ,aż w końcu zasypia. Ze snu wyrywa ją chlust
wody. Po czole spływa jej kilka kropel potu. W myślach tworzy czarne
scenariusze. Po dłuższej chwili decyduje się iść. Ubiera kozaki i rusza przed
siebie. Śnieg pada coraz mocniej , a wiatr wieje zrywając ją z nóg. Dziewczyna
nie poddaje się. Nagle dostrzega w oddali , w wodzie, czyjąś rękę. To jej
ojciec! Rzuca się na ratunek nie patrząc na warunki pogodowe , ani na lód
powoli pękający pod jej lekkimi stópkami. Mężczyzna mierząc coś uważnie nie
zauważył kruszącego się pod nim lodu i wpadł do wody. Jedenastolatka dobrze
pamięta słowa ojca i kładzie się na brzuchu , ślizgając się w stronę topiącego.
Czuje sie bezpieczna otocza radą taty. Dochodząc do dziury w lodzie wyciąga
rękę do ojca. Ten szybko się jej chwyta i po chwili oboje lądują na brzegu
trzęsąc się z zimna. Córka zdejmuje futro i wkłada pospiesznie na drżącego
mężczyznę. Sama siedzi w wiosennej koszuli nocnej - zapomniała się przebrać.
Ojciec szybko oddaje jej kurtkę , ale ta wciąż nalega. Nagle lód pękł w
kolejnym miejscu , przez co cieplutkie futerko z lisa wpada do wody i płynie aż
do dna. Przerażeni próbują wrócić do centrum dowodzenia , ale wiatr i mróz sprawiają
,że oboje czują się coraz bardziej senni. Niebieskooka wciąż ciągnie za sobą ,
nieprzytomnego ojca. W pewnej chwili czuje ogromny ból. Wszystko zamarza.
Pragnie ostatni raz spocząć w ciepłych objęciach ojca , ale nie daje rady.
Czuje ,że powoli staje się rzeźbą lodową i powoli odpływa. Zamyka oczy i
resztkami sił wyobraża sobie ciepły dom. Mamę krzątającą się w kuchni i tatę ,
który dorzuca drewno do kominka. Szczęśliwą rodzinę , która wieczorem zasypia w
swoich ramionach... Ostatnia łza spływa jej po policzku i po krótkiej chwili
zamarza... tak jak jej serce... Nie , jednak nie umarła. Budzi się w chwili ,
gdy słońce wita nowy dzień. Rozgląda się oszołomiona. Czuje się jak
nowonarodzona! Biega ,skacze , tańczy... Patrzy tylko na martwe ciało ojca,
pokryte szronem. Zabiera je do bazy , kładzie do łóżka , przykrywa kołdrą ,
całuje w czoło i mówi: Dobranoc tatusiu...
poniedziałek, 29 czerwca 2015
Rozdział 2 ,,Zamarznięte serce"
Witajcie ponownie. Widzę ,że dość spodobał wam się nowy blog i ogólnie całe opowiadanie. Tak jak już mówiłam w tamtym poście na początku każdy z bohaterów będzie miał osobny rozdział poświęcony jego przemianie. Jak już też możecie się domyślić "akcja" i w ogóle zapoznanie was z tym o co tu chodzi odbędzie się dopiero w 6 rozdziale. Mimo wszystko zachęcam do czytania tych wstępów ,bo w nowszych rozdziałach historie te będą miały wpływy na różne zdarzenia ;) Życzę miłego czytania.
niedziela, 21 czerwca 2015
Rozdział 1 ,,Wizja końca świata"
Cześć , siemanko , witam ;) Jestem Mała Optymistyczna Dziewczynka - w skrócie MOD. Witam Cię mój przybyszu. Miło mi Cię widzieć w moim kawałku internetów. Jak już się pewnie zdążyłeś domyśleć będę pisała tutaj opowiadania o Magicznej Piątce - postaciach , które już daaaawno wykreowałam w swojej głowie. Aby nie przedłużać , zapraszam na do lektury ;)
PS. Prowadzę również drugiego bloga na , który też serdecznie zapraszam: http://bigfourinhogwartspl.blogspot.com/
PS 2. Opowiadania te zacznę od "przedstawienia" każdej z postaci , więc kolejny post będzie dotyczył już kogoś innego.
PS. Prowadzę również drugiego bloga na , który też serdecznie zapraszam: http://bigfourinhogwartspl.blogspot.com/
PS 2. Opowiadania te zacznę od "przedstawienia" każdej z postaci , więc kolejny post będzie dotyczył już kogoś innego.
16 sierpnia rok 2011, Londyn , Apokalipsa... Z nieba spadają
meteoryty , a ogromne miasto zamienia się w ruinę. Tornado wieje z północy , a
z południa drapacze chmur zalewają zimne fale oceanu . Ludzie uciekają zdzierając
sobie gardła krzykiem. Wybiegają z mieszkań zostawiając cały swój dobytek
nienaruszony. Biegają niczym małe , zagubione , bezbronne mrówki wśród
rozbijających się aut , a pioruny strzelają jeden za drugim zwiastując
mieszkańcom rychły koniec. Blondynka o
fiołkowych oczach właśnie przeturlała się pod autobusem szkolnym unikając przy
tym zgniecenia przez spadający gruz. Tylko jedna myśl ciągle wypełnia jej umysł
- helikopter. Musi się do niego dostać. Tylko on jest w stanie ją uratować.
Jest ostatnią nadzieją ludzkości. Dziewczyna nie zastanawia się długo. Biegnie
przed siebie unikając spadających z nieba meteorytów . Bierze wdech , zamyka
oczy , biegnie na oślep. Łzy lecą jej jak szalone. Przygryza dolną wargę , aby
poczuć ból. On pomaga. Pomaga z zatrzymaniu łez. Blondynka nie chce płakać. Nie
teraz. Musi uciekać , zostawić dom , rodzinę. Wszystko jest niczym. Nic nie ma
dla niej wartości. Czuje ,że serce za chwilę wyskoczy jej przez gardło. Mocno
czuje jego bicie. Słyszy krzyki , dość głośne. Otwiera oczy i rozgląda się.
Gdzie nie spojrzeć leją się łzy , krew i ciała nieżywych ludzi brudzą ulice.
Nagle widzi upragniony przedmiot - helikopter. Biegnie. Słyszy głos. Głos
matki. Jest taki wyraźny... Kobieta krzyczy. Pogania. Dziewczynę od zbawienia dzieli zaledwie 20
metrów. Jednak ta zatrzymuje się i stoi teraz jak wryta. Nie może biec dalej.
Słyszy wołanie o pomoc. Zatyka palcami uszy i po chwili z powrotem odtyka. Nie.
To nie są omamy. Ktoś woła. Dziecko , niemowlak leży na moście. Most powoli
zaczyna się zawalać. Blondynka bez zastanowienia podąża tam szybkim krokiem. Wbiega na Tower Bridge. Podłoga zaczyna się
zapadać , a wózek z dzieckiem zjeżdża w dół , prosto do wody. Fioletowooka w
ostatniej chwili łapie za ramę. Most nie wytrzymuje i pod jej ciężarem zapada
się. Dziewczyna zdążyła jeszcze popchnąć wózek na brzeg, po czym z wielkim
chlustem wpada do wody. Biorąc głęboki wdech , stara się szybko popłynąć do
brzegu. Nagle ziemia się trzęsie powodując kolejne katastrofy. Drewniane słupy
przewodzące prąd , łamią się i lecą w kierunku wody. Przerażona płynie jeszcze
szybciej , lecz już nie zdąża. Prąd napełnia napięciem cały zbiornik porażając
przy tym śmiertelnie blondynkę. Nie może dalej płynąć. Wstrząsy są za silne.
Zaczyna się topić. Czuje elektryczność , która przepływa przez jej ciało paląc
ją od środka. Tonie. Całe ciało znajduje się pod wodą. Jedynie mały palec
wystaje nad taflą jakby prosząc o pomoc.
Nagle błyskawica uderza prosto w jej bezbronne ciało , paląc je na
węgiel. Dziewczyna czuje wielki ból , a po chwili ciemność. Nie czuje już nic.
W odmętach jej umysłu pozostały ostatnie obrazy. Woda , prąd i przerażające
uczucie. Uczucie przegranej. Przegrała walkę , tym samym przegrywając życie...
Miała dopiero jedenaście lat... Po chwili jednak znów coś czuje. Ponownie czuje
ból , ale tym razem zaczyna on powoli ustawać. Dziewczynę fale wyrzucają na
brzeg. Powoli zaczyna się podnosić. Patrzy na swoje dłonie. Czuje jak przez jej
ciało przepływa dziwna moc. Czuje ją bardzo, bardzo wyraźnie wyraźnie...
Napiszcie mi czy wam się spodobało czy może w ogóle nie przypadło wam do gustu. Liczę na miłe komentarze. Nie zmienia to również faktu ,że możecie mnie skrytykować. Po prostu wyraźcie swoje zdanie. Napiszcie również czy kontynuować opowiadanko czy nie i jakby co zawsze jestem gotowa na nowe sugestie ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)