poniedziałek, 6 lipca 2015

Rozdział 3 ,,Ból za lud"

27 stycznia rok 2011, Hawaje. To koniec- przynajmniej tak myśleli mieszkańcy... Wulkan Hualalai trzęsie się i niedługo wybuchnie zalewając lawą całą wyspę. Nikt nie przetrwa tak gorącego spotkania , a na ucieczkę jest już za późno. Niektórzy ludzie bezmyślnie wbiegają do wody i zostawiają cały swój dobytek. Niestety rekiny pływające w oceanie są tak samo głodne i rządne krwi jak sam wulkan. Mieszkańcy falami rzucają się do drzwi domku szamana , prosząc o radę. W końcu to on jak na razie wszystkim  dowodzi. Hawajczycy wspólnie doszli do wniosku oddania ofiary pradawnym Bogom. Aby tego dokonać  trzeba wrzucić ową osobę do Hualalai i odmówić zaklęcie. Legendy głoszą ,że dawne pokolenia właśnie tak radziły sobie z pokonaniem sił przyrody. Tak więc jak rząd zarządził , tak będzie. Szaman zaczyna wskazywać mieszkańców , którzy mają stawić się u stóp wulkanu , aby móc wybrać ofiarę. Wódz patrzy tylko na ludzi starych. Twierdzi bowiem ,że oni już wypełnili swoje zadanie na tym świecie i mogą spokojnie odejść ratując całą wyspę. Zwykły tchórz! Nikt więcej - tak mówi jeden z Hawajczyków - On nie zasługuje na miano naszego władcy! Prawdziwy , kochający swój lud król powinien sam się poświęcić! - Niestety nikt nie ma najmniejszego zamiaru słuchać przemyśleń jednej z jedenastolatek mieszkających przy plaży. Kilka minut później wszyscy zdążyli już zebrać się pod stopami bomby zegarowej , która w każdej chwili może wybuchnąć. Szaman podchodzi do najstarszej kobiety i maluje palcem na jej czole krzyżyk. Została ofiarą. Strażnicy kładą ją na nosze zrobione z bambusa i salutując wodzowi , biegną po ścieżce na sam szczyt wulkanu. Niektórzy przerażeni uciekają z rodzinami do domów , a ci ciekawscy również gnają na górę. Na szczycie wszystko jest już idealnie przygotowane. Z boku stoi złoty tron -na którym spoczywa już władca , a z lewej strony leży długa deska , po której musi przejść kobieta , aby dojść do wulkanu. Zebrani patrzą z politowaniem na staruszkę , która ledwo trzyma się na nogach. Niektórzy nawet przymykają oczy ,aby nie widzieć tego co się za chwilę stanie. Nagle ktoś przedziera się przez tłum i wpada w babcine ramiona. Pada na kolana pod tronem i błaga króla o litość , ale ten nie daje za wygraną. Złotowłosy jedenastolatek oddaje wcześniej wybraną ofiarę w ręce zmartwionej rodziny i mimo sprzeciwu sam zgłasza się do skoku. Mieszkańcy są pełni podziwu dla tak wielkiego bohaterstwa i poświęcenia. Nastolatek nie zastanawia się długo , zamyka oczy i biegnie przed siebie. Wpada do żarzącej się lawy. Czuje ogromny ból. Całe ciało pali się , a on nie może złapać oddechu. Widzi już ręce , które sięgają po niego z góry , a cierpienie powoli zaczyna znikać. Mimo to wcale nie idzie w stronę światła czy jak tam mówią inni. On ciągle unosi się w gorącej cieczy. Próbuje wypłynąć , a wulkan mu w tym pomaga. Wylewa lawę na całą wyspę i gorącem zabija każdego , kto spróbuje postawić się nowemu prawdziwemu władcy , władcy ognia.



Ten rozdział wyszedł ciut dziwnie , bo tak wszystko jest... ym.. napaćkane :D No ale tak.
PS. Uprzedzam późniejsze pytania: Bohaterem tego rozdziału jest chłopak ;) - taka ciekawostka dla tych którzy mogli pogmatwać się z płciami. 

Tak w ogóle to , która z tych trzech historii póki co wydała wam się najciekawsza? Koniecznie piszcie! :)

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Rozdział 2 ,,Zamarznięte serce"

Witajcie ponownie. Widzę ,że dość spodobał wam się nowy blog i ogólnie całe opowiadanie. Tak jak już mówiłam w tamtym poście na początku każdy z bohaterów będzie miał osobny rozdział poświęcony jego przemianie. Jak już też możecie się domyślić "akcja" i w ogóle zapoznanie was z tym o co tu chodzi odbędzie się dopiero w 6 rozdziale. Mimo wszystko zachęcam do czytania tych wstępów ,bo w nowszych rozdziałach historie te będą miały wpływy na różne zdarzenia ;) Życzę miłego czytania.

12 września 2011, Antarktyda. Pewien naukowiec prowadzi badania wraz ze swoją jedenastoletnią córką. Dziewczyna straciła matkę w pożarze kilka lat temu. Teraz na krok nie rozstaje się z ojcem. Zawsze martwi się , gdy mężczyzna długo nie wraca do centrum dowodzenia. Zawsze zostaje sama , gdy on wychodzi na powierzchnie , tworząc różne , coraz to dziwniejsze wynalazki. Tego wieczoru też tak było. Mężczyzna jak co dzień podaje córce grube futro i ustawia temperaturę na 30 stopni. Dziewczyna czuje się jak w saunie. Cała drży na myśl o panujących warunkach na zewnątrz. Ojciec całuje ją jeszcze tylko w czoło na dobranoc i pełen nadziei , wychodzi. Jedenastolatka staje się coraz bardziej senna ,aż w końcu zasypia. Ze snu wyrywa ją chlust wody. Po czole spływa jej kilka kropel potu. W myślach tworzy czarne scenariusze. Po dłuższej chwili decyduje się iść. Ubiera kozaki i rusza przed siebie. Śnieg pada coraz mocniej , a wiatr wieje zrywając ją z nóg. Dziewczyna nie poddaje się. Nagle dostrzega w oddali , w wodzie, czyjąś rękę. To jej ojciec! Rzuca się na ratunek nie patrząc na warunki pogodowe , ani na lód powoli pękający pod jej lekkimi stópkami. Mężczyzna mierząc coś uważnie nie zauważył kruszącego się pod nim lodu i wpadł do wody. Jedenastolatka dobrze pamięta słowa ojca i kładzie się na brzuchu , ślizgając się w stronę topiącego. Czuje sie bezpieczna otocza radą taty. Dochodząc do dziury w lodzie wyciąga rękę do ojca. Ten szybko się jej chwyta i po chwili oboje lądują na brzegu trzęsąc się z zimna. Córka zdejmuje futro i wkłada pospiesznie na drżącego mężczyznę. Sama siedzi w wiosennej koszuli nocnej - zapomniała się przebrać. Ojciec szybko oddaje jej kurtkę , ale ta wciąż nalega. Nagle lód pękł w kolejnym miejscu , przez co cieplutkie futerko z lisa wpada do wody i płynie aż do dna. Przerażeni próbują wrócić do centrum dowodzenia , ale wiatr i mróz sprawiają ,że oboje czują się coraz bardziej senni. Niebieskooka wciąż ciągnie za sobą , nieprzytomnego ojca. W pewnej chwili czuje ogromny ból. Wszystko zamarza. Pragnie ostatni raz spocząć w ciepłych objęciach ojca , ale nie daje rady. Czuje ,że powoli staje się rzeźbą lodową i powoli odpływa. Zamyka oczy i resztkami sił wyobraża sobie ciepły dom. Mamę krzątającą się w kuchni i tatę , który dorzuca drewno do kominka. Szczęśliwą rodzinę , która wieczorem zasypia w swoich ramionach... Ostatnia łza spływa jej po policzku i po krótkiej chwili zamarza... tak jak jej serce... Nie , jednak nie umarła. Budzi się w chwili , gdy słońce wita nowy dzień. Rozgląda się oszołomiona. Czuje się jak nowonarodzona! Biega ,skacze , tańczy... Patrzy tylko na martwe ciało ojca, pokryte szronem. Zabiera je do bazy , kładzie do łóżka , przykrywa kołdrą , całuje w czoło i mówi: Dobranoc tatusiu...


niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział 1 ,,Wizja końca świata"

Cześć , siemanko , witam ;) Jestem Mała Optymistyczna Dziewczynka - w skrócie MOD. Witam Cię mój przybyszu. Miło mi Cię widzieć w moim kawałku internetów. Jak już się pewnie zdążyłeś domyśleć będę pisała tutaj opowiadania o Magicznej Piątce - postaciach , które już daaaawno wykreowałam w swojej głowie. Aby nie przedłużać , zapraszam na do lektury ;)
PS. Prowadzę również drugiego bloga na , który też serdecznie zapraszam: http://bigfourinhogwartspl.blogspot.com/
PS 2. Opowiadania te zacznę od "przedstawienia" każdej z postaci , więc kolejny post będzie dotyczył już kogoś innego.



16 sierpnia rok 2011, Londyn , Apokalipsa... Z nieba spadają meteoryty , a ogromne miasto zamienia się w ruinę. Tornado wieje z północy , a z południa drapacze chmur zalewają zimne fale oceanu . Ludzie uciekają zdzierając sobie gardła krzykiem. Wybiegają z mieszkań zostawiając cały swój dobytek nienaruszony. Biegają niczym małe , zagubione , bezbronne mrówki wśród rozbijających się aut , a pioruny strzelają jeden za drugim zwiastując mieszkańcom rychły koniec.  Blondynka o fiołkowych oczach właśnie przeturlała się pod autobusem szkolnym unikając przy tym zgniecenia przez spadający gruz. Tylko jedna myśl ciągle wypełnia jej umysł - helikopter. Musi się do niego dostać. Tylko on jest w stanie ją uratować. Jest ostatnią nadzieją ludzkości. Dziewczyna nie zastanawia się długo. Biegnie przed siebie unikając spadających z nieba meteorytów . Bierze wdech , zamyka oczy , biegnie na oślep. Łzy lecą jej jak szalone. Przygryza dolną wargę , aby poczuć ból. On pomaga. Pomaga z zatrzymaniu łez. Blondynka nie chce płakać. Nie teraz. Musi uciekać , zostawić dom , rodzinę. Wszystko jest niczym. Nic nie ma dla niej wartości. Czuje ,że serce za chwilę wyskoczy jej przez gardło. Mocno czuje jego bicie. Słyszy krzyki , dość głośne. Otwiera oczy i rozgląda się. Gdzie nie spojrzeć leją się łzy , krew i ciała nieżywych ludzi brudzą ulice. Nagle widzi upragniony przedmiot - helikopter. Biegnie. Słyszy głos. Głos matki. Jest taki wyraźny... Kobieta krzyczy. Pogania.  Dziewczynę od zbawienia dzieli zaledwie 20 metrów. Jednak ta zatrzymuje się i stoi teraz jak wryta. Nie może biec dalej. Słyszy wołanie o pomoc. Zatyka palcami uszy i po chwili z powrotem odtyka. Nie. To nie są omamy. Ktoś woła. Dziecko , niemowlak leży na moście. Most powoli zaczyna się zawalać. Blondynka bez zastanowienia podąża tam szybkim krokiem.  Wbiega na Tower Bridge. Podłoga zaczyna się zapadać , a wózek z dzieckiem zjeżdża w dół , prosto do wody. Fioletowooka w ostatniej chwili łapie za ramę. Most nie wytrzymuje i pod jej ciężarem zapada się. Dziewczyna zdążyła jeszcze popchnąć wózek na brzeg, po czym z wielkim chlustem wpada do wody. Biorąc głęboki wdech , stara się szybko popłynąć do brzegu. Nagle ziemia się trzęsie powodując kolejne katastrofy. Drewniane słupy przewodzące prąd , łamią się i lecą w kierunku wody. Przerażona płynie jeszcze szybciej , lecz już nie zdąża. Prąd napełnia napięciem cały zbiornik porażając przy tym śmiertelnie blondynkę. Nie może dalej płynąć. Wstrząsy są za silne. Zaczyna się topić. Czuje elektryczność , która przepływa przez jej ciało paląc ją od środka. Tonie. Całe ciało znajduje się pod wodą. Jedynie mały palec wystaje nad taflą jakby prosząc o pomoc.  Nagle błyskawica uderza prosto w jej bezbronne ciało , paląc je na węgiel. Dziewczyna czuje wielki ból , a po chwili ciemność. Nie czuje już nic. W odmętach jej umysłu pozostały ostatnie obrazy. Woda , prąd i przerażające uczucie. Uczucie przegranej. Przegrała walkę , tym samym przegrywając życie... Miała dopiero jedenaście lat... Po chwili jednak znów coś czuje. Ponownie czuje ból , ale tym razem zaczyna on powoli ustawać. Dziewczynę fale wyrzucają na brzeg. Powoli zaczyna się podnosić. Patrzy na swoje dłonie. Czuje jak przez jej ciało przepływa dziwna moc. Czuje ją bardzo, bardzo wyraźnie wyraźnie...



Napiszcie mi czy wam się spodobało czy może w ogóle nie przypadło wam do gustu. Liczę na miłe komentarze. Nie zmienia to również faktu ,że możecie mnie skrytykować. Po prostu wyraźcie swoje zdanie. Napiszcie również czy kontynuować opowiadanko czy nie i jakby co zawsze jestem gotowa na nowe sugestie ;)